Zakład karny dla kobiet, położony w Dooling, małej mieścinie zagubionej wśród szczytów Appalachów jest miejscem szczególnym, gdzie ważą się losy cywilizacji ludzkiej. Obiegająca kulę ziemską, strefa po strefie czasowej, fala nieznanej epidemii, powodującej niezwykłą senność wśród kobiet, zaczyna się od Hawajów aby poprzez Australię, Azję i Europę dotrzeć w końcu również do tej, niemalże zapomnianej przez Boga i ludzi mieściny, gdzie głównym pracodawcą są władze stanowe prowadzące żeńskie więzienie.
Epidemia tajemniczej śpiączki, dość szybko nazwanej „aurorą”, rozprzestrzenia się w niepojęty sposób, eliminując w ciągu doby niemal wszystkie kobiety, zamieniając je w owinięte białymi kokonami śpiące mumie. Co ciekawe wewnątrz kokonów, zachowane są wszelkie funkcje życiowe. Nieliczne kobiety które nie zostały ogarnięte tą przerażającą epidemią, starają się walczyć z ogarniająca je sennością zarówno bardzo mocna kawą jak i niedozwolonymi substancjami pobudzającymi, jednak jest to walka na krótka metę i z góry skazana na niepowodzenie, gdyż nie jest to zaraza a raczej rodzaj zbiorowej ucieczki kobiet od zdominowanego przez mężczyzn i ich agresję, świata.
Kluczem do rozwiązania zagadki wydaje się być tajemnicza Evie Black, która potrafi rozmawiać ze zwierzętami, kierować ich postępowaniem a nawet czytać ludzkie myśli czy widzieć zdarzenia odległe o wiele kilometrów. Przy tym wszystkim, jej zdolność do lewitowania nie jest już czymś co szczególnie zadziwia czytelnika. Enigmatyczna Evie jest przymusową pensjonariuszką zakładu dla kobiet w Dogling. Jednak pobyt w celi nie ogranicza jej wpływu na świat zewnętrzny. Grube mury i kraty w ogóle nie mają wpływu na jej swobodę kontaktowania się z istotami znajdującymi się poza celą, a wszystko to na milę pachnie mocami nadprzyrodzonymi.
Mężczyźni pozbawieni towarzystwa żon, matek, dziewczyn czy narzeczonych i pozostawieni samym sobie, dość szybko zaczynają demolować świat. Pojawiają się próby gwałcenia śpiących kobiet, jednak tutaj niedoszłych gwałcicieli spotyka zdecydowanie zasłużona, i niespodziewanie szybko wymierzona kara, gdyż wszelkie próby rozerwania kokonu powodują u śpiących wybuch agresji połączonej z niebywałym, somnambulicznym wzrostem siły, co kończy się dla niedoszłych gwałcicieli tragicznie, łącznie z obrywaniem „narzędzi” nie zrealizowanego gwałtu. Pojawiają się także gangi podpalaczy „suczych worów”, jak w swoim prostackim slangu nazywają oni kokony otulające śpiące kobiety.
Kiedy okazuje się, że Evie jest jedyną przedstawicielką ładniejszej połowy ludzkości, która może zasypiać i budzić się bez problemów, dochodzi do próby jej siłowego przejęcia przez grupę mężczyzn, zgromadzonych wokół tymczasowego szeryfa. Chcą oni,
a przynajmniej niektórzy z nich, wyjaśnić tajemnicę sennej zarazy, a krwawy szturm na więzienie w Dogling okazuje się kulminacyjnym punktem książki.
Chociaż uwielbiam prozę Stephena Kinga i staram się zapoznawać na bieżąco z jego twórczością, to tym razem jego dzieło, napisane wspólnie z synem, nie przypadło mi do gustu. Oczywiście nie mogę nic zarzucić mistrzowsko opanowanemu warsztatowi literackiemu, chociaż jest to książka nierówna i wydaje mi się, że byłem w stanie odróżnić ustępy pisane ręka mistrza od tych które wyszły spod pióra jego syna. Nie podoba mi się bardzo ostre przeciwstawienie świata mężczyzn i kobiet. Nie podoba mi się przedstawianie kobiet i mężczyzn jako śmiertelnych wrogów. Wreszcie postacie kobiet przedstawione zostały w wyidealizowany sposób a męskie bardzo brutalnie odarte z człowieczeństwa. Oczywiście ludzie są różni i zdarzają się typy mężczyzn, który widząc nieprzytomną kobietę, zamiast udzielić jej pomocy dopuszczają się na niej gwałtu, ba nawet doprowadzają kobiety do stanu bezbronności, w końcu niebywała popularność tabletek gwałtu skądś się wzięła. Jednak nie zgadzam się na wrzucanie wszystkich do jednej szuflady. Zawsze uważałem, że pierwiastek żeński i męski muszą się przenikać, aby zapewnić ciągłość temu światu. Że nie na konkurowaniu czy walczeniu ze sobą polega istota tego świata, ale na współdziałaniu i opiekowaniu się sobą nawzajem. Że kobiety i mężczyźni nie powinni być dla siebie nieprzyjaciółmi tylko sojusznikami w zmaganiach dnia codziennego. Że wreszcie, nie powinno dzielić się ludzi na kobiety i mężczyzn, białych i kolorowych, wierzących i niewierzących czy hetero i homo ale na mądrych i głupich.
Tym razem dwaj panowie King podzielili świat w swojej książce na głupich, złych i zdeprawowanych mężczyzn, których najlepszym przedstawicielem okazał się safandułowaty, zamknięty w swoim świecie, doktor Norcross, oraz na wyidealizowany świat skrzywdzonych przez złych samców kobiet, które jeśli nawet zabijają to w obronie własnej, a jeśli okaleczają to tylko dlatego, że zostały do tego sprowokowane. Już samo takie założenie, stawiające naprzeciwko siebie yin i yang nie podoba mi się. Zresztą w tej dalekowschodniej koncepcji oba te żywioły miały uzupełniać się, a nie walczyć ze sobą. Ponadto akcja książki początkowo wlekąca się niemiłosiernie, przez zamiłowanie starszego z Kingów do detali, gwałtownie przyśpiesza w punkcie kulminacyjnym. Nie byłoby to błędem, gdyby nie nazbyt szybkie zakończenie, niewspółmiernie skąpe w stosunku do objętości tej niemalże 750 stronicowej powieści.
W całym tym, nieco rozwodnionym sosie, pływają genialne bon moty, facecje i aforyzmy, jak choćby przemyślenia na temat uczuć: „Mężczyźni najchętniej nigdy by o nich nie mówili, kobiety rozmawiają o nich prawie na okrągło. Czasem robi się to nudne.”; czy matek policjantek: „Matki są najlepszymi policjantkami, bo małe dzieci, jak kryminaliści, często bywają agresywne i mają destrukcyjne skłonności Jeśli zdołasz jakoś przetrwać z małym dzieckiem, nie tracąc panowania nad sobą ani nie wpadając w furię, masz szansę poradzić sobie też z dorosłymi przestępcami.”
Stephen King jest marka samą w sobie i nawet jeżeli nie cała powieść jest jego autorstwa, to warto ja przeczytać. I to nawet jeżeli, a może właśnie dla tego, że nie zgadzamy się z założonymi przez autora tezami. W końcu jeśli wszyscy by myśleli to samo, to świat byłby niesamowicie nudny, a doszukując się w opisywanym dziele reminiscencji wcześniejszych dzieł starszego z Autorów, warto pamiętać, że: „tak naprawdę nie da się niczego na dobre zostawić. Nic nie przepada na zawsze, dopóki śmierć albo alzheimer nie wymażą wspomnień. (...) Człowiek nosi swoją przeszłość jak naszyjnik, taki cuchnący, z czosnku. Chowasz go pod kołnierzem - czy wypuszczasz na wierzch - nic nie ginie.”
Karol Pietrzak