Jan Mieczysław Ciechanowski
„Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego”
Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, BELLONA SA, AH im. A. Gieysztora
Pułtusk-Warszawa 2012
O Powstaniu Warszawskim każdy Polak słyszał. I to w zasadzie tyle. Pomijam fakt, że wiele osób nie potrafi umiejscowić poprawnie w czasie tego bolesnego, chociaż również i chwalebnego, epizodu naszej historii. Gorzej, że nawet osoby które uważają się za wyedukowane nie potrafią zbyt wiele powiedzieć na temat tych 63 dni. Dni zarówno chwały jak i straszliwej grozy.
Jeszcze o przebiegu walk, co nieco wiemy. Rzeź Woli, Ochoty, Starego Miasta, coś tam się o uszy obiło. Ale jeżeli zapytać choćby o bilans ofiar to już ciężko usłyszeć coś sensownego. Chociaż na usprawiedliwienie należy dodać, że nawet historycy nie potrafią dokładnie ustalić liczby ofiar cywilnych, zakreślając jakieś mgliste liczby pomiędzy 150, 200 a nawet 220 tysięcy zamordowanych osób cywilnych. Jeszcze gorzej jest, jeżeli zapytamy o przyczyny wybuchu Powstania. Tutaj dopiero zaczynają się karkołomne łamańce, skomplikowane konstrukcje myślowe, chociaż i tak w końcu wychodzi na to, że to te złe Ruskie nam zrobili to Powstanie. I ta niewiedza ciągle króluje w Kraju leżącym nad Wisłą. Pomimo corocznych hucznych obchodów, specjalnych akcji, wydawania publikacji na ten temat, ignorancja ma się dobrze.
Pamięć Powstania i jego bohaterskich żołnierzy przetrwała, pomimo wielu lat komunistycznej propagandy, odsądzającej od czci i wiary zarówno rząd londyński jak i dowództwo Armii Krajowej. Należy jednak zadać sobie pytanie czy wszystkie decyzje, a w niektórych przypadkach braki decyzji, władz polskich na emigracji i dowództwa Armii Krajowej na terenach okupowanych, były słuszne, w tamtych trudnych momentach? Niestety bardzo mało jest osób z którymi można na ten temat rzeczowo porozmawiać. W większości wypadków tylko słyszymy, że gdyby nie Powstanie to mówilibyśmy po rosyjsku, a za argumenty najczęściej służą inwektywy.
Jednak nawet osoby, wydawałoby się znające, lub takie które powinny znać, historię najnowszą, milkną jeżeli zadać pytanie: Dlaczego? Czy jedyną odpowiedzią na pytanie: Czy musiało do tego dojść? Jest szydercza kwestia z „Rozmów kontrolowanych” Sylwestra Chęcińskiego – „Na często zadawane pytanie, czy do (Powstania Warszawskiego) musiało dojść, jest tylko jedna logiczna odpowiedź. Widocznie musiało, skoro doszło” Niestety większość osób zadowala taki marksistowski materializm historyczny.
Na szczęście, z roku na rok, przybywa publikacji i osób które potrafią, a przynajmniej chcą spojrzeć na historię na chłodno i poddać ją rzeczowej analizie. Które potrafią wytknąć błędy osobom uznanym za bohaterów narodowych, czy nazwać głupie decyzje po imieniu.
Jan Mieczysław Ciechanowski był młodocianym żołnierzem Armii Krajowej. Urodzony 16 kwietnia 1930 roku, wstąpił do AK w 1943 roku, a podczas Powstania, mając zaledwie ukończone 14 lat, dowodził powstańczym plutonem. To wówczas, obserwując dantejskie sceny jakie działy się w umęczonej Warszawie, postawił sobie pytanie: Dlaczego? Dlaczego do tego doszło? Czy naprawdę konieczne było by kwiat polskiej młodzieży ginął w samobójczych atakach na gniazda karabinów maszynowych i dział szybkostrzelnych? Czy konieczna była eksterminacja ludności cywilnej? Czy należało zniszczyć wielkie miasto? W imię jakich racji ? I wreszcie kto wydał rozkaz do tego jakże nierównego a jednocześnie jakże krwawego boju?
Wydarzenia pomiędzy 1 sierpnia a 2 października 1944 roku na zawsze zdeterminowały życie, młodziutkiego podówczas, żołnierza AK. Całe życie zbierał informacje które miały odpowiedzieć na pytania które sobie wówczas postawił. Ponad siedmiusetstronicową księgę, jaką jest „Powstanie Warszawskie. Zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego”, można nazwać dziełem życia Jana M. Ciechanowskiego. Dzieło wydane po raz pierwszy w Londynie, w 1971 roku, obrosło przedmowami Autora do kolejnych wydań oraz załącznikami zawierającymi coraz to nowe dokumenty, do których udało mu się dotrzeć.
Trzeba przyznać, że w dociekaniu prawdy o przyczynach wybuchu Powstania Jan Ciechanowski wykonał naprawdę tytaniczną pracę. Dotarł do tych z żyjących oficerów Komendy Głównej AK, których relacje mogły rzucić światło na powody wybuchu Powstania. Autor opisując sytuację, zarówno międzynarodową jak i w okupowanym Kraju, wyjaśnia różnice polityczne pomiędzy aliantami, jak również pomiędzy poszczególnymi stronnictwami politycznymi, a także formacjami zbrojnymi (AK, AL, NSZ).
Jan Ciechanowski podkreśla, że już w zimie 1943 roku w Komendzie Głównej AK toczyły się ostre dyskusje na temat stosunku i polityki podziemnego wojska wobec Moskwy, pomiędzy tzw. „realistami”, na czele których stał gen. Stanisław Tatar oraz „romantykami”, którym przewodził gen. Tadeusz Pełczyński. Dyskusje te gen. Pełczyński porównywał, po wojnie, do trzęsienia ziemi. Niestety pomimo, że od czasu bitwy pod Kurskiem latem 1943 roku było wiadomo, że wcześniej czy później na ziemie polskie wkroczą wojska sowieckie, to zarówno polski rząd emigracyjny w Londynie jak i najwyżsi dowódcy AK ten fakt ignorowali. Natomiast oficerowie dostrzegający ów problem byli usuwani. Gen. Tatar – szef oddziału operacyjnego Komendanta Głównego AK zostaje wysłany do Londynu pod pozorem przedstawienia Naczelnemu Wodzowi stanu oddziałów AK i sytuacji w Kraju. Natomiast inny realista, zwolennik ułożenia stosunków z Moskwą „ppłk dypl. Marian Drobik został zdjęty ze stanowiska szefa II Oddziału KG AK jako oficer „niepewny” ,gdyż rzekomo nie wiadomo było, zdaniem gen. Pełczyńskiego, jak zachowa się gdy „wkroczą bolszewicy”. Wkrótce po tym, po nieudanej próbie popełnienia samobójstwa, został aresztowany przez Gestapo w Podkowie Leśnej w nocy z 8 na 9 października 1943 roku, po czym wszelki słuch po nim zaginął. „Tym razem nie miał przy sobie trucizny”, podaje jego dowódca gen. Bór- Komorowski. „Przeszedł ciężkie tortury, nie zdradził niczego. Zginął zamordowany przez Niemców. Tak zakończył życie ppłk dypl. Marian Drobik „Dzięcioł”, jeden z najlepszych oficerów sztabowych Wojska Polskiego i Armii Krajowej, świetny analityk, obdarzony rzadkim darem niezmiernie trafnego i dalekowzrocznego przewidywania, zimnego i logicznego rozumowania oraz wielką, żołnierską i cywilną odwagą”. W taki sposób zwyciężała w KG AK opcja romantyczna, nie licząca się z faktami. „W parę miesięcy po aresztowaniu ppłk. dypl. Drobika przez Gestapo, gen. Bór-Komorowski pozbył się z KG AK gen. Stanisława Tatara, gdyż, jak to przedstawił po wojnie dowódca AK, „w momencie decydującym przeszkadzałby w realizowaniu planu” Planu, jak wiemy, prowadzenia walki zbrojnej z Niemcami i politycznej z Rosjanami”.
Do czego takie postępowanie doprowadziło? Do tego, że 1 sierpnia 1944 r. „późnym popołudniem 20 000 powstańców, w większości poniżej dwudziestu lat, z których zaledwie 3500 posiadało jakąkolwiek broń strzelniczą, z tego połowa broń boczną (a więc pistolety) zupełnie nienadającą się zdobywania bunkrów i silnie ufortyfikowanych i obsadzonych niemieckich obiektów wojskowych, stanęło do walki o Warszawę, z silnym, doskonale uzbrojonym, wyposażonym i wyszkolonym garnizonem niemieckim. Powstańcy górowali nad Niemcami tylko duchem i silną, niczym nieprzemożoną wolą walki”.
Ciechanowski przytacza opinię gen. Andersa na temat Powstania, który uważał je za nieszczęście. Wywołanie Powstania uważał za „wyraźną zbrodnię”, gdyż nie miało najmniejszych szans powodzenia i leżało jedynie w interesie Niemców i bolszewików, którym ułatwiało sowietyzację kraju.
Z monografii Jana Ciechanowskiego dowiadujemy się, że „w marcu 1944 roku postanowiono wyłączyć Warszawę z planu Burza, aby oszczędzić miasto (…) Nawiązano nawet rozmowy poprzez Watykan i Szwajcarię, aby ogłosić Warszawę miastem otwartym”. Niestety nie przyniosły one wymiernych rezultatów, a ponadto w krytycznym momencie pojawił się na scenie gen. Leopold Okulicki, odważny dowódca liniowy, niestety marny strateg i jeszcze gorszy oficer sztabowy, którego przysłano z Londynu na miejsce gen. Tatara. A więc szefem oddziału operacyjnego został oficer bez stosownego wykształcenia, który nie był nawet oficerem dyplomowanym, a przed wszystkim nie posiadał predyspozycji do pracy sztabowej, zarówno analitycznej jak i planistycznej. Tenże oficer był swoistym spiritus movens, popychającym dowódcę AK do podjęcia tragicznej decyzji.
Autor w swoim dziele docieka, dlaczego generałowie Tadeusz Bór-Komorowski, Tadeusz Pełczyński oraz Leopold Okulicki za zgodą Delegata Rządu, Jana Stanisława Jankowskiego, rzucili Warszawę do boju 1 sierpnia 1944 roku i jakie posiadali ku temu kompetencje oraz jakimi kierowali się przesłankami? Podkreślić należy, że w wielu miejscach praca J. Ciechanowskiego przypomina wręcz, dobrze napisany akt oskarżenia. W każdym razie, po lekturze tego dzieła, należy zastanowić się nad nadawaniem tytułów honorowych i nazywaniem placów i ulic imieniem wyżej wymienionych „bohaterów”. O samym Borze-Komorowskim gen. Tatar miał podobno mawiać, że to „pajac”. Tylko że ten „pajac”, postawiony na stanowisku które go przerosło, doprowadził do straszliwej masakry. Jak wspomina Jan Ciechanowski, który brał czynnie udział w Powstaniu, od pierwszego do ostatniego dnia – „dwudziestego drugiego września 1944 roku gen. Bór-Komorowski w czasie inspekcji naszej kompanii i odcinka robił wrażenie człowieka niezwykle skromnego o tragicznym wyrazie twarzy (…) w tym samym dniu jakieś kobiety krzyczały na gen. Bora-Komorowskiego przechodzącego przez piwnice zniszczonych domów Placu Trzech Krzyży: „Ty morderco naszych dzieci”. Twórca nie umniejsza zbrodni niemieckich ani sowieckiego cynizmu, pozwalającego walczącej Warszawie krwawić na oczach całego świata. Jednak wskazuje, że w takich warunkach, w jakich wybuchło Powstanie, nie wolno było do niego dopuścić.
Autor wspomina spotkanie, na gruzach płonącej stolicy, ze swoim wujem, ppłk. Edwardem Lubowieckim ps. „Seweryn”, który był oficerem Drugiego Oddziału KG AK wyznaczonym na szefa sztabu po wejściu Armii Czerwonej do Warszawy. Tenże doświadczony oficer zwrócił się do młodocianego, podówczas, Jana Ciechanowskiego w znamienny sposób: „Byłem na trzech wojnach, ale takiej rzezi jak ta jeszcze nie widziałem. Powiedz mi kto za to wszystko będzie wisiał?”.
Całą książkę, pomimo znacznej jej objętości czyta się z wypiekami na twarzy. Chciałoby się rzec, jednym tchem, ale tak niestety się nie da. Są momenty, kiedy czytanie się przerywa, a serce dławi rozpacz i żal. Żal za utraconymi bezpowrotnie dziełami sztuki, żal za wypalonymi dzielnicami, żal za obróconymi w sterty gruzów pałacami i kościołami, żal za pięknym miastem które zniszczono doszczętnie. Przede wszystkim jednak żal po niezliczonej ilości niewinnych ofiar, bardzo często mordowanych w okrutny i bezlitosny sposób.
Trzeba przyznać, że Jan Ciechanowski znajduje odpowiedzi na postawione przez siebie pytania, chociaż prawda okazuje się bolesna. Udało mu się dotrzeć nawet do płk. Janusza Bokszczanina – zastępcy szefa operacji KG AK, który bardzo krytycznie wypowiadał się o możliwości wybuchu powstania. W szczególności starał się nie dopuścić do jego przedwczesnego wybuchu, zanim Armia Czerwona nie zacznie szturmować przyczółka praskiego. Od płk. Bokszczanina dowiadujemy się, że Powstanie zostało zrealizowane zupełnie niezgodnie z pierwotnymi planami, które zakładały „wyciskanie” Niemców z Warszawy, pozostawiając im otwarte drogi odwrotu wzdłuż głównych arterii komunikacyjnych na linii wschód-zachód. Ponadto Kwatera Główna i odwód AK miały być zlokalizowane na Mokotowie. Niestety wszystko to „wzięło w łeb” po naradzie „trzech generałów” w dn. 21 lipca 1944 r. kiedy to najwyższym dowódcom AK udzielił się nastrój chwili i postanowili oni, podnieceni widokiem wycofujących się w nieładzie Niemców, wywołać powstanie którego celem miało być zniszczenie niemieckiego garnizonu. Autor także doskonale demaskuje złowieszczą rolę Delegata Rządu w Londynie Jana Stanisława Jankowskiego, którą odegrał on w przygotowaniach do wybuchu Powstania. Okazuje się, że w tle tego galimatiasu przewijał się nawet Józef Retinger – wolnomularz i jeden z założycieli Wspólnot Europejskich, na którego podobno, w czasie kiedy był emisariuszem rządu londyńskiego w Polsce, dowództwo AK przeprowadziło nieudany zamach.
Tym razem Jan Ciechanowski nie koncentruje się na działaniach zbrojnych, zatem osoby zainteresowane ich przebiegiem należy odesłać do lektury innych prac, zarówno tegoż autora jak i pozostałych, którzy poświęcili swoje dzieła relacjonowaniu, jakże nierównego, boju sił powstańczych ze zbrodniczymi najeźdźcami. Autor, tym razem, skupił się na analizie przesłanek, które przyświecały podjęciu decyzji o zbrojnym zrywie w Stolicy. Naświetla stosunek do Powstania zarówno Brytyjczyków jak i Amerykanów. Nieco słabiej wyjaśniony jest stosunek strony sowieckiej, co wynika z braku możliwości dotarcia do wielu materiałów źródłowych.
Dzieło Jana Ciechanowskiego stanowi obowiązkową pozycję, w lekturze osób które chcą dysponować nieco szerszymi poglądami na temat przyczyn wybuchu Powstania Warszawskiego.
Karol Pietrzak