Tydzień Bibliotek

Edytor

Edytor

Zamek - Luis Zueco

Luis Zueco zamyślił prawdziwą epopeję. Jej tytuł to nie przypadek, bo i akcja „Zamku” jest niczym sama budowa opisana w książce: stopniowo pnie się do góry. Lecz wpierw Zueco musi wytyczyć obszar jej konstrukcji, a następnie postawić jej fundamenty. Autor strona po stronie, przy pomocy napięcia oraz zmiennych kolei losu bohaterów, wznosi surową acz piękną budowlę, aby w odpowiednim momencie zwieńczyć wieżę ostatnim gontem.
 
Opisana w książce twierdza w Loarre istnieje zresztą naprawdę, stanowiąc wyśmienity przykład romańskiego połączenia twierdzy z pałacem oraz klasztorem. Jej budowa przypada na początek słynnej Rekonkwisty, procesu odbijania ziem hiszpańskich z rąk muzułmańskich, zakończonej upadkiem emiratu Grenady, ostatniego państwa muzułmańskiego w Hiszpanii.
 
 
Jak w każdej powieści historycznej, tak i u Luisa Zueco poznajemy całą gamę postaci – tak historycznych jak i fikcyjnych – przy czym te pierwsze są tak naprawdę drugoplanowe. Nie da się ukryć, że pojawiają się bardziej dla nakreślenia tła epoki, zrozumienia pewnych procesów. Odgrywają raczej rolę symboli, nie stają się bohaterami opowieści.
 
Z kolei główne postaci prezentują gamę niezwykłych indywidualności. Główny charakter reprezentuje tak lubiany przez wszystkich topos „od pucybuta do milionera”. Ot, taki swoisty dowód, że w feudalizmie można było zrobić karierę. U jego boku stoi tajemnicza córka rycerza, której ścieżki życiowe na zawsze zmieniły losy wojny. W swoich działaniach znajdą wsparcie przepełnionego wiarą, lecz jednocześnie ludzkiego kapłana reprezentujący tradycyjny w Hiszpanii ryt. A na to jeszcze śledzimy tajemniczego architekta po przejściach, który niezmiennie inspiruje naszego średniowiecznego Billa Gatesa.
 
Czarnymi charakterem są nie tyle niewierni, co raczej przeciwnicy koncepcji budowy zamku Loarre. Zdaniem wielu, był to zresztą pomysł szalony. Wspomniałem wcześniej, że to ta fortalicja jest ostoją całej akcji. Krok po kroku śledzimy pojawiające się zmiany w chrześcijańskiej architekturze, obserwujemy jej raczkujący rozwój. Architekci zaczynają powoli inspirować się starożytnymi traktatami, choć do starożytnych zasad i idei dorzucają swoją – niekoniecznie zgodną z chrześcijaństwem – logikę.
 
 
Narracja pokazująca każdy kolejny etap budowy dostrojona jest do zasad romańskiej architektury. Pojawia się cała gama pojęć i rozwiązań. Innymi słowy, powieść staje się świetnym i lekkostrawnym podręcznikiem architektury. Zueco najzwyczajniej w świecie zbeletryzował skomplikowany opis placu budowy z XI wieku, precyzyjnie dbając o detale. Jeżeli ktoś pragnie nie tylko poznać, lecz także prawdziwie pojąć system wznoszenia średniowiecznych budowli oraz zapoznać się ze szczegółowymi informacjami dotyczącymi tego procesu – wszystko to znajdzie w „Zamku”.
 
Ale nie tylko to. Czas akcji jest bowiem momentem wielkich zmian w chrześcijańskiej Europie. To czas pierwszej kompleksowej reformy kościoła zwana kluniacką (od klasztoru w Cluny, skąd te prądy wyszły). Ujednolicenie doktryny procedowane jest na wielu frontach. Począwszy od wysyłania odpowiednio wykształconych mnichów do dalekich krain, przez zwalczanie regionalnych odmienności kościelnych, aż po architekturę – a konkretnie: jej ujednolicenie. Innymi słowy średniowieczne Papiestwo budzi się do życia, aby dwa wieki później osiągnąć kulminację potęgi.
 
 
Ale żeby w tej beczce miodu była jednak łyżka dziegciu, zwracam uwagę na pewną słabość – brak historycznego posłowia. Zueco skupił się na kwestii zamku, a jednak w książce poruszono szereg wątków, które dla zwykłego czytelnika wymagają rozwinięcia czy choćby wytłumaczenia. Tłumaczenie jest literackim odbiciem słów autora, do niego nie sposób zgłosić zastrzeżeń. Ale odredakcyjny komentarz historyczny z pewnością by się przydał. Nie zmienia to jednak faktu, że czekam na kolejne tomy. Wszak „Zamek” to dopiero początek epopei.
 
 

Dzieje pięknej Bitynki. Historia życia Zofii Potockiej 1760-1822 - Jerzy Łojek

Twórczość Jerzego Łojka kojarzy się z poważnymi pracami historycznymi, odnoszącymi się przede wszystkim do dziejów politycznych. Wiele z nich ukazało się pierwotnie w tzw. drugim, nielegalnym w czasach komunistycznych, obiegu. Dużo jego dzieł zyskało status bestsellerów, a zawarte w nich poglądy pomimo upływu lat nic nie straciły ze swej świeżości i kontrowersyjności. Wystarczy tylko wspomnieć burze jakie do tej pory wywołuje monumentalna, choć i obrazoburcza monografia profesora (za Waldemarem Łysiakiem tak będę zwał Autora, który będąc sekowanym przez komunistyczne władze, nigdy nie został uhonorowany tym tytułem pomimo, że jego dorobkiem naukowym można obdzielić kilka tuzinów profesorów, służących obecnie za autorytety moralne) odnosząca się do kluczowego, z punktu naszej historii, pomnika prawa, pt. „Geneza i obalenie Konstytucji 3 Maja”.

O wielkości Autora świadczy to, że oprócz dzieł monumentalnych pisał również o sprawach przyziemnych, lekko, łatwo i przyjemnie. Przy tym prace te również miały walor historyczny, łącznie z przypisami i bogatą bibliografią.

Do takich, świetnie opracowanych naukowo, a lekkich w odbiorze książek należą „Dzieje pięknej Bitynki”. Historia życia Zofii Glavani primo voto Witt secundo voto Potockiej, mogłaby służyć za kanwę hollywoodzkiego scenariusza filmowego odnoszącego się do błyskawicznej kariery od pucybuta do milionera, gdyby nie to, że prawdziwa historia o kilka długości przerosła najśmielszy scenariusz. Nasza bohaterka, której nawet prawdziwe nazwisko nie jest znane, gdyż Glavani to nazwisko ciotki, która wprawiała nastoletnie dziecko do uprawiania najstarszego zawodu świata w konstantynopolitańskich lupanarach, już poprzez nawiązanie romansu z posłem Rzeczypospolitej – Karolem Boscamp Lasopolskim mogła się czuć wyróżnioną. A to był zaledwie początek jej niebywałej kariery, którą w dzisiejszych czasach określilibyśmy jako celebrycką, gdyż tak naprawdę poza urodą i umiejętnościami wywiedzionymi ze stambulskich zamtuzów, nie reprezentowała sobą żadnych wartości. Pomimo tego, a może właśnie dlatego koronowane głowy chyliły się przed nią w pokłonach. Pierwsze małżeństwo z polskim generałem, dowódcą twierdzy w Kamieńcu Podolskim, wprowadził ją do grona polskiej szlachty. Jednak dopiero drugi związek, z Panem na Tulczynie, wwiódł ja do elitarnego grona najbogatszej polskiej magnaterii końca XVIII wieku.

Biedna dziewczynka która nie miała nic ponadto co nosiła na sobie, w ciągu nieledwie dwudziestu lat stała się jedną z najbogatszych kobiet w Europie. Inna sprawa czy przyniosło jej to szczęście, którego tak bardzo pragnęła i tak zachłannie szukała. Majątek został w znacznej mierze roztrwoniony, a spragniona uczuć Piękna Sophie szukała ukojenia w ramionach coraz to innych mężczyzn. Nie miała zresztą obiekcji by obdarzać swymi wdziękami zarówno ojca jak i syna, co prawdopodobnie było pośrednio przyczyną zgonu Stanisława Szczęsnego Potockiego, który tragicznie zapisał się na kartach historii poprzez swój asumpt do konfederacji targowickiej.

Jerzy Łojek zawsze miał lekkie pióro, jednak „Dzieje pięknej Bitynki” czyta się naprawdę bardzo przyjemnie, niemal jak kryminał lub powieść miłosną, pomimo że jest to pełnoprawna praca naukowa, której napisanie zostało poprzedzone szczegółową kwerendą archiwalną. Wydaje się, że od czasów kiedy św. Paweł spisał pierwszy list do Koryntian, w którym zawarty jest „Hymn o Miłości”, nic nowego nie można już napisać na temat tego pięknego uczucia. Jednak Autor obrazując dzieje pięknej kurtyzany znad Bosforu, która całe życie szukała tego właśnie szczęściodajnego afektu, a jedyne co otrzymywała od swoich coraz możniejszych kochanków to bogate dary, majątki ziemskie i pieniądze, dowiódł, że jest w stanie przynajmniej dorównać nawróconemu na damasceńskiej drodze faryzeuszowi, w sztuce opisu miłości, której tak bardzo brakowało naszej bohaterce.

Pozostaje mi tylko serdecznie zachęcić do przeczytanie tej pięknej i jakże pouczającej książki.
 
Karol Pietrzak

 
Subskrybuj to źródło RSS